W Labiryncie

  • Drukuj

          W sobotę mając na uwadze niestabilną aurę postanowiliśmy udać się gdzieś blisko samochodu i zdecydowałem się na Labirynt na tyłach Jastrzębnika.  Do naszego "domowego zespołu wspinaczkowego" dołączyli Dorota z Jankiem i w takim składzie ruszyliśmy w teren.

Wybór podyktowany był także chęcią bezpośredniego zapoznania się ze wszystkimi tamtejszymi drogami i rozpracowaniem najlepszego dotarcia pod ściany. W kwestii dotarcia to okazuje się, że ścieżki są niewygodne, częściowo eksponowane i pokryte "dywanem" z liści co czyni je śliskimi. W tej sytuacji najlepiej jest dostać się ponad Labirynt i wykorzystując drzewo jako stanowisko zjechać na docelową półkę (przypadku odwrotu zjazd z Labiryntu do podstawy Maślatej to też najwygodniejszy i najbezpieczniejszy wybór). Razem z Izą sprawnie skompletowaliśmy drogi sprężając się by zdążyć przed deszczem. Dorota z Jankiem prowadzili kolejne, ostatecznie zbierając ich całkiem fajną kolekcję. Z pierwszymi oznakami łamiącej się pogody sprawnie ewakuowaliśmy się do Trafo. Co do samych dróg to pomimo dobrej rekomendacji nie powaliły nas urodą na kolana. Ale o gustach trudno dyskutować...