Lumigniano w deszczu

Okazuje się że "bella Italia" nie zawsze jest krainą kapiącą się w słońcu. Przekonał się o tym K. Śliwa który odwiedził Lumigniano. Tym razem w opracowanym materiale koncentruje się na przedstawieniu informacji i porad dla chcących tam się udać, ale nie zapomniał także o króciutkim literackim do tego wstępie. Okazuje się, że można się wspinać prawie zawsze!!! Ważne jest jednak właściwe nastawienie!!!
                                                                                                                                                               Darek
      "Strzelam do klamy. Niewygodny ruch. W bok, w przewieszeniu, jakieś dziwne ustawienie po przechwycie. Trzymam wydawać by się mogło pancerny parapet i jedyne czego brakuje do zakończenia drogi to wpięcię się w łańcuch, który dynda mi koło lewego uda. Wystarczy puścić krawądkę lewą ręką i wpiąć linę aby przypieczętować wspinaczkowy sukces.
Powoli odpuszczam palce lewej ręki, co nieuchronnie przybliża mnie do uczucia działających sił grawitacji.
Łapię mocniej prawy chwyt, ale już wiem że nic z tego nie wyjdzie.
To chyba najgorszy moment. Polecieć spod łańcucha – właściwie znad. W akcie desperacji i przerażenia chwytam się łańcucha. Wpinam linę i zaczynam normalnie oddychać.
Ulga.
Niedosyt jednak będzie mi pewnie towarzyszył aż do następnego spotkania z Sharura del Sahara w sektorze Classica III na wzgórzu ponad Lumignano. "
                           
     Słoneczna Italia tym razem okazała się mocno niegościnna dla wesołej ekipy z Częstochowy. Przynajmniej pod względem pogody.
Niefart można powiedzieć. Na 9 dni na miejscu tylko jednego dnia świeciło słońce. Nie znaczy że tylko jeden dzień się wspinaliśmy. Pozostaje jednak kwestia pewnego nastawienia, które przecież we wspinaniu jest tak ważne. No i nie da się ukryć, że pogoda ma znaczący wpływ na tak zwany warun.
Wesoła ekipa z Częstochowy w składzie: Tomek, Michał, Przemek i Krzysiek po przejechaniu 1086km zameldowała się na parkingu w Lumignano wczesnym przedpołudniem w sobotę.
To co pozytywnie nastraja po przyjeździe to obszerny parking z umywalnią i kibelkiem oraz bieżąca woda. Komfortowe warunki socjalne przemawiają za udaniem się w tym kierunku.
Namiot można rozbić na trawce przy hydrancie i pozostaje tylko codzienne przywitanie ze spacerującymi w okolicach Włochami.
                           
                           
Wspinaliśmy się w dwóch sektorach: Classica oraz Brojon.
Classica to przede wszystkim średnio długie (ok. 25m) drogi o zróżnicowanym charakterze. Przeważającą formację są dziury, których trzeba nauczyć się łapać.
Demotywować mogą harde wyceny, co w połączeniu z drogami nieodpuszczającymi do końca potrafi być odkurzaczem dla morale.
Drogi mają głównie atletycznie starty w przewieszeniu, potem przechodzą w piony, które często są głównym napiętrzeniem trudności, aby na koniec wyjść w połóg, gdzie droga dalej może zaskoczyć.
W Lumignano nie uświadczyłem łatwej cyfry. Drogi w granicach 6b-6c są wymagające i nie dają się łatwo. Trudniejsze pasaże nakładają wrzucenie najwyższych wspinaczkowych obrotów.
Rażą na pewno liczne prace rzeźbiarskie. Tym bardziej, że wiele dróg obroniłoby się bez wykutych chwytów.
Ubezpiecznie dróg jest wzorowe, choć pierwsze wpinki potrafią być niemiło wysoko.
Do pokonania większości dróg wystarczy sześciesięciometrowa lina i zestaw 15 ekspresów. Każda droga kończy się stanowiskiem z karabinkiem.
Dzięki wystawie południowej skały szybko wysychają, trzeba jednak uważnie sprawdzić ostatnie metry, gdyż często są połogie (i technicznie trudne!) i wilgoć zalega na nich dłużej.
Drogi są urodziwe, a ich pokonanie napawa wspinaczkową radością.
Mankamentem może być podejście pod sam sektor. Trzeba się przygotować na 20 minut dość forsownego marszu pod górę.
Brojon to mocne przewieszenia i atletyczne wspinanie po dobrych chwytach. Drogi są tu krótsze. Za to widoki z tarasu dużo lepsze. Niestety ze względu na pogodę i mocne opady nie udało nam się bliżej zapoznać z tym sektorem.
Lumignano to typowe włoskie małe miasteczko. Są dwa sklepy spożywcze, pizzeria i bardzo przyjemna tratoria wspinaczkowa. Można w niej kupić przewodnik (20E) oraz napić się bardzo dobrego lokalnego wina (5E).
Na parking co rusz przyjeżdżają lokalni wspinacze od których można się dowiedzieć paru pożytecznych rzeczy. Przy odrobinie szczęścia może spotkacie Lukę z Simonem, w których przyczepie kempingowej można odbyć całkiem niezłą bibkę  – warto mieć tylko żołądkową z miętą i kabanosy ;-)
Patrząc na odległość warto pojechać do Lumignano i zmierzyć się z kilkoma drogami. Myślę, że pięciodniowy wyjazd w to miejsce to optymalny czas na rozruch, zapoznanie się z charakterem wspinania, obranie celów i konsekwentna ich realizacja.
Trzeba się jednak nastawić, że poziom 7a z zapasem bardzo się przydaje.