Pod Krakowem

         Pod Krakowem                                                   

Pierwszy w tym sezonie wyjazd reprezentacji RSW w skały podkrakowskie odbył się w niedzielę 18 kwietnia. W inspekcji mającej stwierdzić, czy Sokolica stoi na swoim miejscu oraz, czy betonowe klamki na Dupie Słonia nie ukruszają się udział wzięli: Adam K. (kierowca), Adam H. (członek załogi), Grzegorz H. (kierownik inspekcji).
   Po dość wczesnym wyruszeniu z grodu naszego praszczura Racibora, w rozległej Dolinie Będkowskiej pojawiliśmy się około godziny 9-tej. Po szybkim przepakowaniu się i zorientowaniu się w sytuacji, nie pozostało nam już nic innego, jak tylko przystąpienie czym prędzej do działania. Okazało się, że niespodziewane pojawienie się ludzi RSW w dolinie, do tego stopnia sparaliżowało poczynania innych ekip, że mogliśmy nie niepokojeni przez nikogo przystąpić do inspekcji Lewego Komina na Sokolicy. Szybko mieliśmy się jednak przekonać, że pusta ściana to nie efekt paraliżu powodowany naszym przyjazdem, tylko okrutnie zimna skała o tej porze dnia. Szczególnie pierwszy wyciąg dał wszystkim nieźle po paluchach, ale im wyżej, tym było już przyjemniej. Na górze, po wyjściu z komina zrobiło się nawet gorąco.
   Po zjeździe na półki zastaliśmy tam już dwie lub trzy drużyny gotowe do natarcia, między innymi na dopiero co opuszczaną przez nas trasę. W tak zwanym międzyczasie słonko już na dobre oparło się o ścianę i rozpoczęła sie regularna patelnia. Naszym następnym celem był teraz dla odmiany Prawy Komin, gdzie dwóch Adamów wykonało błyskawiczną akcję, zrzucając przy okazji parę kamyczków tuż obok głowy wypoczywającego na dole i niczego się nie spodziewającego – piszącego te słowa J
   Kończąc inspekcję Sokolicy, postanowiliśmy zobaczyć, co słychać na Dupie Słonia, no i cóż! Tego oczywiście można się było spodziewać – Korona Rules!
   Niedzielne popołudnie, centrum doliny (polana pod Sokolicą), napływ wszelkiej maści ludzi różnych zainteresowań i upodobań zmienia to miejsce w coś nieokreślonego, nadaje sielskiej atmosfery wiejskiego festynu. Parę osób siedzących przy długiej ławie spożywa piwo z piwozdroju u Brandysa, obok biegające, krzykliwe dzieciaki, nieopodal jakiś facio – klon Ferdynanda Kiepskiego, purpurowy na twarzy robi zdjęcia telefonem komórkowym swojej „kiepskiej” rodzince, pozującej na tle ściany Sokolicy, to wszystko w akompaniamencie dance-biesiady wydobywającej się z jego auta – prawdziwa pełnia!
 -  Ostatecznie udajemy się na schowaną na leśnym zboczu doliny skałę o nazwie Migdałkowa, (samochód parkujemy przy stawach rybnych, patent parkingowy niepolecany – właściciel nienajlepiej usposobiony), tam spędzamy resztę dnia na powtarzaniu kilku niegdyś robionych już dróg, ale za to w przyjemnym chłodzie lasu i z dala od tłumów.
   Wspinaczkowy wypad do Będkowskiej, choć może nie najintensywniej przez nas spożytkowany możemy uznać za udany. Na Sokolicy poczuliśmy trochę luftu pod zadkami, ot i dobry start w sezon.