Milo Cruice Cork

Kijki trekkingowe Milo Cruice CorkWyjeżdżając w tym roku w Tatry na dwa tygodnie, poszukiwałem kijków trekingowych. Nie byłem jakoś specjalnie przekonany do tego typu sprzętu, jako że wcześniej go nie używałem, więc postanowiłem zakupić kijki niejako na zasadzie eksperymentu. Zdecydowałem, że do sprawdzenia czy pasuje mi ich używanie, postanowiłem kupić najtańsze. Życie jednak bywa zaskakujące i okazało się, że były mi na tym wyjeździe niezbędne. Ale to tym za chwilę…


Zakup kijków

Przeglądając dostępne modele w internecie, co jest moim zwyczajem, postanowiłem kupić kijki firmy Fizan model Alpin. Cena była zachęcająca i posiadały jakiś nie znany mi bliżej z działania mechanizm, zwany shock absorberem, który jak się domyślałem służył do tłumienia drgań przenoszonych na rękę podczas ich używania. Już w sklepie, sprzedawca zapytał mnie, czy aby na pewno chcę kupić te kijki. Po krótkiej dyskusji , zamiast nich zaproponował mi kijki firmy Milo. Nie piszę tu oczywiście, dlaczego mi odradził kijki Fizan… Zaletą kijków Milo miało być mocniejsze wykonanie i większa wytrzymałość mimo ich wyższej wagi. Cena również była niższa - 99PLN. Ponieważ jak napisałem, chciałem jedynie jakieś kijki przetestować dałem się namówić. I tak stałem się posiadaczem rzeczonych kijków trekingowych.


Warunki używania

Tak… miałem je tylko przetestować i nauczyć się nimi sprawnie posługiwać, żeby pomagały a nie przeszkadzały. Miałem to robić spokojnie przez dwa tygodnie na podejściach pod ściany. Życie mnie jednak zaskoczyło. W drugi dzień, po wspinaczce na Mnichu, już zmęczony, w trakcie powrotu na tabor nieszczęśliwie postawiłem prawą nogę. Ból… i strach - zwichnięta! Nie… cała. Pokręciłem nią i ruszyłem dalej, obiecując sobie ostrożne schodzenie. Niestety…. spokojnie szedłem 300-400m. Gdy postawiłem źle nogę drugi raz, pociemniało mi w oczach, wyraźnie strzeliło w kostce i już wiedziałem, że nie skończy się to tylko bólem. Rzeczywiście - noga po powrocie na taborisko, noga napuchła i zamieniła się w banie. Nie jest to jednak opowieść o mojej nodze… Dość na tym, że po dwóch dniach restu i przeniesieniu się na Halę Gąśienicową, ruszyliśmy w góry. I od tego momentu kijki stały się dla mnie niezbędne! Starając się oszczędzać zabandażowaną i śmierdzącą BenGayem stopę, z całych sił zapierałem się na kijkach. Mimo iż sytuacja poprawiała się powoli, to już do końca wyjazdu kijki były codziennie, kilka godzin używane w trakcie podejść i zejść na szlakach.

Wrażenia z używania

Rzeczywiście kijki mają swoją wagę. Porównywałem je zresztą z kijkami Kohla. Nie przeszkadzało mi to jednak zbytnio, jako że i tak miałem ze sobą mnóstwo szpeju, więc dodatkowe kilka deko nie było specjalnie męczące. Kijki zachowywały się zgodnie z przeznaczeniem jakieś 4-5 dni. Co mam na myśli… Otóż kijki mają zapewniać pewne podparcie. Niestety po kilku dniach, kijki pod wpływem wibracji, od czasu do czasu wbicia w ziemię, zaczęły się samoczynnie luzować. Musiałem je coraz częściej skręcać. Jeśli były skręcone mocno, nie luzowały się. Pojawia się tu jednak pewien problem. Mianowicie działanie shock absorbera. Działa on w ten sposób, że skręcone kijki luzujemy minimalnie, aż usłyszymy charakterystyczne kliknięcie. No i jeśli mamy włączony ten mechanizm, to kijki bardzo szybko się luzują i musimy je ponownie skręcać. De facto korzystanie z shock absorbera okazało się niemożliwe. Wolałem “stukać” o skałę, niż narażać się na to, że kijek mi się nagle zluzuje, a ja znów nie tak stanę jak trzeba. Duży minus za tego typu zachowanie się kijków. Druga sprawa to końcówka widia. Faktycznie, skały trzyma się dobrze, nie ślizga się i możemy się pewnie zapierać na kijkach. Niestety do czasu. Nie pamiętam już dokładnie po jakim czasie, ale około tygodnia, zauważyłem ze jedna z końcówek jest starta - nie złamana - do jakiejś 1/2 długości. Być może wcześniej nastąpiło jakieś odłamanie, ale końcówka była i jest teraz zaokrąglona, stąd mój wniosek o jej starciu. Uważam, że stępienie końcówki nastąpiło zdecydowanie za szybko, przez co jeden z kijków nie zapewniał już tak pewnego podparcia. Trzecia sprawa to nadruki na kijkach. Mało mnie interesują napisy “reklamowe” - nazwa itp. Ważne jednak dla mnie były oznaczenia do regulacji długości kijków. Również po jakimś tygodniu zaczęły się ścierać, a po dwóch tygodniach prawnie nić z nich nie zostało. A co za tym idzie, musiałem sobie zrobić nacięcia scyzorykiem na kijku, żeby wiedzieć gdzie jest 120cm. Jeśli chodzi o rączki kijków nie narzekałem na nie, nie bolały mnie dłonie, nie miałem też żadnych odcisków. Pasowały do mojej dłoni. Samo aluminium, z jakich są wykonane kijki, w trakcie ich obijania o skały i kamienie nie doznały jakichś uszkodzeń poza zadrapaniami.

Podsumowanie

Wszystko co opisałem powyżej sprawiło, że tego konkretnego modelu kijków nie polecę nikomu. Uważam, że dwa tygodnie intensywnego używania to jednak zdecydowanie za mało, żeby sprzęt zaczął się aż tak “sypać”. Być może będą dobre dla osób od czasu do czasu wychodzących na wycieczki, jednak w Tatry, na dłuższe chodzenie - odradzam. Szkoda tych 99PLN. Moim zdaniem warto wydać więcej i kupić lepszy sprzęt - poczytać gdzieś opinie innych.

Przekonałem się jednak o przydatności samych kijków i jestem już zdecydowany na zakup nowej pary, tym razem z wyższej półki. Mam nadzieję, że za jakiś czas napiszę na ich temat recenzję.

Wady:

  • duża waga
  • luzowanie się kijków
  • ścierające się markery długości
  • ścierające się końcówki widia


Zalety:

  • cena
  • w miarę wygodne rączki
  • brak uszkodzeń aluminium od uderzeń


[recenzja została umieszczona w serwisie ngt.pl]